Zagadka
Słońce powoli zachodziło. Młoda pani detektyw, jak zwykle w tych godzinach, siedziała nad stertą papierów zagadek do rozwikłania. Nagle do gabinetu wpadł zdyszany chłopak. Zdyszany, wysapał niewyraźnie jakieś słowo. – Mógł, by Pan powtórzyć?- zapytała ciągle zdziwiona jego przyjściem. -P…po…potwory. U mnie w domu, po..potwory!- krzyczał z wybałuszonymi oczami. - Jakie znowu potwory, może chce pan kawy? Usiądziemy i na spokojnie opowie mi Pan o tych potworach. Ten przytaknął tylko głową i opadł na znajdujące się tuż za nim krzesło. Rozejrzał się powolnymi ruchami po pomieszczeniu. Ciemno- bordowe, wypłowiałe ściany, stare obdrapane meble i zniszczony w iście w rosyjskim stylu dywan, wcale nie zachęcały człowieka w jego sytuacji, do wyzwolenia w sobie jakichkolwiek pokładów szczęścia. Wręcz przeciwnie zapatrzony w jeden punkt poważnie zastanawiał się, czy w jego sytuacji, a jak trzeba nadmienić, nie była najlepsza, nie lepszym wyborem, byłoby strzelenie sobie kulki w łeb z bron...