Przyjemne powroty


Trawa uginała się pod stopami. Tumany szarych chmur pokrywały niebo. Otworzył bramkę.

Wśród gęstego ogrodu, pełnego wielobarwnych kwiatów, kryła się wydeptana ścieżka. Szedł nią bardzo powoli. Zbierał myśli. Zastanawiał się co zrobić w tej trudnej i niezrozumiałej do końca dla niego sytuacji. Przystanął. Odwrócił się. Coś musnęło go po nodze. Uśmiechnął się lekko. Szelest. Stuk. Gałązki wysokich krzewów zruszyły się nagle. Postanowił ruszyć w kierunku tych osobliwych dźwięków. Skręcił w głąb ogrodu. Powoli stawały się to raz mocniejsze, nagłe, to ciche i dające wrażenie, że jakiś dziki zwierz czai się w gąszczu. Zaciekawiony, kroczył dalej.

Czerwone plamy przeplatały się z jaskrawo zieloną barwą. Mieniły jak rubiny porozrzucane, niezdarnie ludzką ręką. Wziął głęboki oddech. Uniósł głowę do góry. Promienie słońca układały się promieniście na koronach drzew. Migotał jak poruszana delikatnymi podmuchami woda Bystrzycy, ukrytą wśród drzew. Pragnął tam wrócić. Wiązał z tym miejscem wiele wspomnień. Krzyk. Wyrwał się z zadumy. Spojrzał się w stronę domu. Stał tam rosły, barczysty mężczyzna.

Z rozłożonymi w powitalnym geście rękami. Zaprosił go do środka. Usiedli za dużym, dębowym stołem, który on sam miał kiedyś okazję pomóc wykonać. Ta chwila, gdy długo chodzili po wyrębie, by znaleźć odpowiednie drzewo. Grubo ciosane bele stołu, pasowały idealnie do swojego właściciela, po którego rękach łatwo było się zorientować, że ma do czynienia z fizyczną pracą. Stuk. Syk. Brzęk szkła. Długi łyk. Uśmiechnął się. Spojrzał mu w twarz. Patrząc tak, czuł się, jakby miał przed sobą postać z czyiś historii, które tak długo były opowiadane, że twór ten przeistoczył się w żywy byt. Każdy z nich przepracował w swoim życiu wiele lat, starając się pomnażać swoje talenty. Wzrastali, tak by pewnego dnia dojść do tego momentu. Każdy z nich coś osiągnął. Teraz nadszedł moment, gdy ich umiejętności zostały wystawione na trud. Przesunął ręką po stole. Nie miał dużego udziału w pracy nad nim. Była to jakieś specjalna realizacja, ówcześnie największa robota, jaką tamten zrobić miał w swoim zakładzie. Głównie tylko się przyglądał, gdy jego przyjaciel rozrysowywał plany jego powstania, wybierał materiał na niego. Wtedy też ostatni raz się widzieli. Później tylko, ktoś raz na jakiś czas napominał o nim. Wspominał w anegdotach, czy to dobrych wspomnieniach ze swych młodych lat. Zawsze były to skromne informacje, jakby ktoś nieśmiało lub z pewnym lękiem poruszał jego temat. Pomimo swojej nie obecności w jego życiu, posiadał on na nie duży wpływ. Dobry i zły, bynajmniej nie wynikający z ich obojga woli. Ten ból jednak dał im niebywałą siłę życia i walki z przeciwnościami losu. W pewnym momencie uznał, że najwyższa pora, by go odwiedzić i tak też uczynił. Wiedział, że każdy się zmienia. Był ciekaw, jak on zmienił się pod wpływem czasu.

Rytmiczny drażliwy dźwięk wydobył się z telefonu. Jego przyjaciel podniósł słuchawkę. Długo rozmawiał, co jakiś czas tylko zerkając w stronę gościa. Nagle rzucił telefon na podłogę i wybiegł. Nastał wieczór. On nadal nie wracał. Zapalone światło migotało co jakiś czas. Czekał.

Ten nadal nie przychodził. Zastanawiał się, co mogło się stać. Oparł rękę na stół. Położył na niej głowę i zamknął oczy. Dźwięk starego zegara obudził go. Był środek nocy. Podniósł wzrok. Spojrzał przed siebie. Naprzeciwko niego stał jakiś mężczyzna, lecz nie był to on. Musiał stać tam już jakiś czas i mu się przyglądać. Był zaskoczony. Chciał coś powiedzieć, ale był tak zdziwiony obecnością nieznanej mu osoby, że nie wykrztusił z siebie żadnego słowa. Patrzył na niego jak dziecko, które nie rozumie sytuacji, w której się znalazł. Pstryk. Zgasło światło. Zerwał się w panice z krzesła w stronę włącznika. Zapalił je. Ledwo łapiąc oddech, rozglądał się pokoju. Nikogo już w nim nie było. Drzwi rozpostarte na oścież łopotały na wietrze. Za nimi nie było nic. Co najmniej jakby ktoś wymazał jego cały dotychczasowy czas. Całe jego życie, które do tej pory się toczyło. Patrzył się w tę pustkę. Czym ona dla niego była. Ta totalna nicość? Czy miała być dla niego nowym początkiem, czy resztkami, którymi miał się zadowolić, strzępkami z jego życia. Czuł się z czegoś okradziony. Jak pokrzywdzony parolatek patrzył w mrok. Bo co innego może zrobić poranione dziecko. Nadal nic nie rozumiał. Rzucony w nowy świat, wstał i wyszedł w mrok, przez drwi.

Spodobała Ci się historia? Pozostaw po sobie pamiątkę w postaci komentarza i sprawdź jakie historie kryją się za kolejnymi drzwiami...

Porcelanowa lalka -> https://bit.ly/2BmD73N

Po drugiej stronie -> https://bit.ly/2PJoDUj

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zagadka

EX SOULS