Po drugiej stronie


Gęste zarośla coraz dotkliwiej ją raniły. Zwolniła kroku, brakowało jej sił, by dalej biec. W pewnym momencie zdyszana oparła się o pień drzewa. Myślała, już tylko o tym, jak wielkim błędem, było udanie się w tamte rejony. Modliła się, by nie dopadli jej tak samo, jak pozostałe dziewczyny. Usiłowała wsłuchać się w otoczenie, lecz z przerażenia, słyszała tylko odpadające kawałki kory. I wtedy obudziły się w niej wyrzuty sumienia. Za to, że dała się tak oszukać. Żadna z nich, nie miała szans z tą zatrważającą siłą. Rozejrzała się dookoła i ruszyła przed siebie. Tuż przed nią migotały małe ognie lamp. Gdy tylko dotarła do drzwi domu, odwróciła się i spojrzała na las. Gdy zmrużyła oczy, zauważyła na skraju lasu liczne sylwetki istot, które widziała podczas transu. Weszła szybko do domu, zamykając drzwi na klucz. Zerwała się do pakowania rzeczy, wiedziała, że nie może dłużej tu zostać. Czuła tak wielkie przerażenie, że nie była w stanie logicznie myśleć. Miała przed oczyma ciągle obraz podwieczorka u nowo poznanych znajomych. Gdyby wiedziała jak wielkie konsekwencje, będzie miała ta znajomość, nigdy nie przekroczyła, by progu ich domostwa. Gdy nastał poranek i poczuła wystarczająco bezpiecznie, udała się na pierwszy pociąg do Krakowa. Po całonocnym czuwaniu od razu zasnęła.

Koszmary nie dawały jej chwili spokoju. Śniła jeden za drugim. W pewnym momencie mrok rozmył się rozjaśniony przez migającą latarnię i wylądowała w nieznanym jej miejscu. Dysząc, szła po długim zakręcie w górę. Nie wiedziała co na teraz ze sobą zrobić. Było ciemno i tylko dzięki słabe światło, dostrzegała cokolwiek. Gdy rozglądała się po otaczającym ją terenie, po lewej stronie zza drzew dostrzegła jakiś pobielony, długi budynek, kojarzący się budynkiem gospodarczym. Weszła po stromej drodze do góry. Droga była błotnista i ledwo co udawało jej się stawiać kolejne kroki. Gdy tylko weszła do środka, poczuła smród stęchlizny i widok dziesiątek prawie nagich ciał, leżących jak odpady, tworząc stery jakoby śmieci. Gdzie się nie obejrzała, tam widziała od dłuższego czasu leżące zwłoki kobiet i mężczyzn. Gdy udało jej się ocucić z szoku, którego doznała, zauważył stare jadalniane krzesło i siedzącego na nim mężczyznę. Na pewno po trzydziestce, z mocno jak na jego wiek przerzedzonymi jasno blond włosami, prawie siwymi. Na twarzy przeoranej bliznami twarzy ledwo co, była w stanie dostrzegała ruch. Czas na chwilę stanął w miejscu. Pomimo strachu szybko otrzeźwiała. Ten, gdy tylko to zauważył, lekko się do niej uśmiechnął, a ona odwróciła się szybko i zaczęła uciekać. On ruszył za nią, lecz ku jej zdziwieniu nie czuła do biegnącego za sobą po podjeździe. Zbiegła na ulicę, obejrzała się za siebie na budynek. Znowu poczuła ten ból ciągłej ucieczki i walki o siebie.

Przebudziła się, dopiero gdy usłyszała gwar i głośną rozmowę współpasażerów. Gdy tylko wysiadła, na stacji już czekał on. Był to jej dobry znajomy, ktoś na wzór przyjaciela, opoki, lecz nie do końca. Był czymś niezwykle pięknym w jej życiu. Jakkolwiek, by nie chcieli, było im do siebie wiecznie nie po drodze, ich charaktery wcale nie ułatwiały im całej tej sytuacji. Bardziej przypominali ludzi owładniętych nićmi specyficznej wersji zażyłości. Opowiedziała mu o wszystkim. O tych dziewczynach, które zwiedzione naiwnością dały się otumanić tamtej grupie. I o niej nie mniej naiwnej, bo znowu postanowiła dać szansę komuś z tamtego otoczenia. Teraz tutaj znowu jest bezpieczna i wie, że nikt jej tam bez powodu nie skrzywdzi, na pewno nie gdy będzie przy nim.

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Miłego dnia :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zachęcam do przeczytania reszty opowiadań :)

Popularne posty z tego bloga

Porcelanowa lalka

Bilet donikąd

Zagadka