Monochrom


Otworzył drzwi. Duszne powietrze uderzyło go w twarz. Krzyk, wrzawa, ktoś wepchnął go do środka. Potknął się. Przeprosił. Podniósł głowę do góry. Sztuczne słońce oślepiło go. Ktoś go szturchnął. Burknął. Ktoś z tłumu wszedł na bar. Tańczy. Tłum klaszcze. Barman śpiewa. Leje się piwo. Alkohol wylewa się na stoły. Tłum pchnął go do przodu jak wartka rzeka. Znajoma twarz podaje mu piwo. Płynie dalej. Czyjeś ręce klepaną go po plecach na powitanie. Przybywa gości. Jest coraz dalej. Jest coraz głośniej. Nagle łapie wolne krzesło. Wyrywa im się. Siada. Stawia kufel. Czas zwalnia. Patrzy przed siebie. Wielobarwne plamy, mieszają się. Jedna nakłada się na drugą. Wszystko migocze, drga, przemierza, nadaną mu przestrzeń jakby setki łódek uderzały na wodzie jedna o drugą. Gdzieś za sobą słyszy pourywane słowa. Zdania. Niezrozumiałe krzyki. Zamyka oczy. Widzi przed sobą czerń. Mrok. Zamyka oczy duszy... wsłuchuje się. Słyszy bicie swojego serca. Łyki piwa. Pojedyncze dźwięki muzyki. Melodię. Wokal. Spokojny głos. Wyrazisty. Stanowczy. Łaknący uwagi. Szarpiący muzykę, jakby rwał ją na małe kawałki. Zwalnia, by znowu, krzyknąć. Spojrzał na kelnerkę, przechadzającą się po knajpie. Rzucił parę dolarów na stolik. Wyszedł.

Żarówka nad drzwiami oświetliła go. Odwrócił się. Zrobił krok w ciemność. Ktoś wyszedł za nim, krzyknął. Nie obejrzał się. Wkroczył w monochrom. Znikło światło. Cienie muskały go po nogach. Przepływ ciemnej materii drażnił jego ciało. Przenikała go. Płynęła w jego żyłach jak krew. Kolejne kroki. Zimny, porywisty wiatr powiewał zza drzew. Wszedł pomiędzy drzewa. Znów widział tylko pozorny mrok. Miękki mech uginał się pod jego stopami. Kora drzew ocierała się o jego dłonie. Wziął głęboki oddech. Uspokoił tętno. Skupił się. Wszystko przed nim stało się wiadome. Mrok nie miał przed nim już żadnych tajemnic. Szedł spokojnym krokiem, tak jakby znał to miejsce od zawsze. W mieście był nowy, każde miejsce, które odwiedził, było dla niego jak łyk świeżego powietrza, nieznany ląd. Obrócił się. Chłodny nurt powietrza owiał mu twarz. Domyślił się, że ktoś tam przed chwilą musiał stać. Uśmiechnął się chytrze. Ruszył dalej przed siebie. Czuł, że ktoś idzie blisko niego. Krok w krok z nim. Jak cień pośród mroku. Nie zastanawiał się długo. Nagle, rzucił się susłem przed siebie. Ledwo co omijał korzenie drzew. Oddech stawał się coraz głębszy. Biegł. Szum gałęzi stawał się coraz głośniejszy. Potknął się. Złapał się konaru. Odwrócił się. Cisza przeszywała wszystko. Dopóki nie poczuł za sobą ciepła powietrza, wydobywające się z czyiś ust. Wrzasnął. Echo jego głosu rozeszło się po całym lesie. Odskoczył. Rozejrzał się nerwowo dookoła, ale nikogo już nie było. Wyszedł z lasu. Światło księżyca padało na jego twarz. Szybko dostał się do domu i od razu poszedł wziąć prysznic. Strumień ciepłej wody oblewał jego obolałe ciało. Poczuł ukłucie. Wcześniej nic nie zauważył. Strużka krwi spłynęła mu po dłoni. Złapał się za szyję.

Wyszedł. Spojrzał w lustro. Cztery draśnięcia jakby po paznokciach, piekły go niemiłosiernie. Oparł się o umywalkę. Przeszył go ból. Upadł. Przerażony, krzyknął. Nikt go nie słyszał. Kolejny krzyk. Sparaliżowany leżał na podłodze. Usłyszał głos. Światło w łazience zgasło. Ktoś złapał go w pół. Podniósł. Usadowiony na krześle, patrzył na układające się jak fale światło na twarzy obcego. Bał się. Cały czas odrętwiały, próbował przejąć kontrolę nad sobą. Mijały minuty. Niespodziewany gość wstał z fotela. Podszedł do niego, patrząc mu się ciągle prosto w oczy. Położył mu rękę na ramieniu. Wzdychnął i powoli się oddalił. Został sam w ciemnym pokoju. Tylko światła migających aut, mknęły po ścianie, odmierzając czas.

Spodobała Ci się historia? Pozostaw po sobie pamiątkę w postaci komentarza i sprawdź jakie historie kryją się za kolejnymi drzwiami...

Zagadka -> https://bit.ly/2PDHOil

Po drugiej stronie -> https://bit.ly/2PJoDUj

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Porcelanowa lalka

Zagadka

EX SOULS