Spacerowicze



Wertował kolejne strony książki, światło nocnej lampki grzało go po policzku. Czuł się jak na Saharze. Zmęczony ledwo siedział na chyboczącym się krześle. Rozmarzonym wzrokiem spojrzał przez szybę. Ludzie brnęli przez zaspy. Śnieg prószył drobnymi płatkami śniegu, które przyklejały się do okna. Nabrał powietrza w płuca. Powinno mu być zimno z powodu nieszczelnego okna, ale tak bał się terminu obrony, że dostawał gorączki na samą myśl o niej. Dlatego też zawiesił na czas nieokreślony imprezowanie, szalone eskapady po mieście bez odgórnie przyjętego celu, umawianie się na randki, stawiając na uczenie się. Jedyną odskocznią od tego wszystkiego były cykliczne wyjścia z dwójką jego znajomych Alvaro i Magdalenką. Zwykle ledwo się na nie wyrabiał. Pisanie o znanych grafikach i ich dokonaniach w jego dość wąsko ujętym temacie zabierało mu większość dnia. Powoli miał już dosyć ślęczenia przed komputerem i stukania w klawiaturę, ale wiedział, że nie ma wyboru. Miała to być jego pierwszy poważny projekt i miał obawy, czy po niej napisze jeszcze jakąś inną. Wizja domniemanej pracy doktoranckiej przeraziła go. Potrząsnął głową, tak jakby wybudził się z koszmaru nocnego i wstał od biurka. Spojrzał pogardliwie na stos książek leżących na blacie. Większość z nich okazała się zupełnie nieprzydatna przy pisaniu. Reszta poza jedną miała mało istotne strzępki informacji. Już żałował, że taszczył je przez całe Racławickie aż do domu. Z chęcią napaliłby nimi w kominku, ale go nie miał. Tak więc scena pokazowa, która pozwoliłaby się emocjonalnie na nich wyżyć odpadła. Jedyna rzecz, która, choć w symbolicznym stopniu mogłaby przypominać ognisko, była małą świeczką postawioną na nocnym stoliku.



Wyciągnął saszetkę herbaty z opakowania. Ziołowy napar, lubelskiej wytwórni o sześćdziesięcioletniej tradycji, wirował jak tancerka na parkiecie w rytm za łyżeczką. Nagle ktoś wpadł do mieszkania. Zdziwiony Żak powoli wyjrzał na korytarz. Nim zdążył wstać, gość już złapał go w mocnym uścisku. Wysoka i smukła jak tyczka postać, rzuciła na niego cień. Tak jak zwykle wyzuty z energii, w stanie prawie agonalnym, patrzył zezowatym wzrokiem na swojego rozmówcę, który machał rękami jak spasły gołąb ratujący się spod nóg przechodniów, potem rzucił na niego kurtkę, pchnął pod nogi buty i prawie zaczął pomagać się mu ubierać, byle by ten szybko z nim poszedł. Gdy zbiegali po schodach, ten pokrótce opowiedział mu o nowych znajomych, których poznał na karaoke przy Saskim.



Wsiedli do trajtka, jadącego przez aleję Kraśnicką. Szybko dotarli na miejsce. Przed wejściem do środka, kolega Żaka dał mu kilka wskazówek jak zachowywać się przy jego nowych kolegach. Bynajmniej nie ze względu na nich wrażliwe osobowości, a raczej ich założenia poglądowe, ekscentryczny sposób bycia oraz niechęć do konfliktów. Student zaciekawiony przytaknął, że zrozumiał i weszli do środka. Dym papierosowy, unosił się w powietrzu, tworząc wielkie obłoki szarej mgły. Ci wytrwalsi w nałogu, pokaszliwali, tak jak gdyby Lucyfer przyzywał demony piekieł. Powoli przedzierali się przez gęsto rozstawione stoliki. Mocno wymalowane dziewczyny uśmiechały się nieśmiało do stałego bywalca lokalu i jego kolegi. Krążyli tak w kółko, aż Alvaro zaczepiła niska blondynka i pokierowała ich w odpowiednim kierunku. Wyglądała dosyć niepozornie, jak na osobę o dość nietypowych poglądach.



Zza smug dymu wyłonił się stolik i siedzący przy nim. Ubrani w czarne eleganckie ubrania wyglądali jak całkiem niezła podróbka ojca chrzestnego, tyle że tutaj trudniej było domyślić się, kto nim jest, a w każdej grupie jest jakiś przywódca. Po krótkim zapoznaniu pierwsza seria kamikadze wjechała na stół. Już nie tak młody Żak z zaciekawieniem przysłuchiwał się rozmowie na zupełnie nowe dla niego tematy. Spojrzał na długowłosego jegomościa z koszulką w czaszki i buzią zapchaną tacosami jak chomik, i zapytał:



–  Czyli uważasz, że przy odpowiednim pokierowaniu moją drogą życiową jest sposób, aby przy małym nakładzie własnej energii, czasu i zaangażowania obeschłych komórek mózgowych, do końca grudnia napisał pracę magisterską?

–  Tak. Jest to kwestia zmiany stylu życia i wsparcia osób o wyższym poziomie metafizycznym w celu osiągnięcia czegoś na wzór,,nirwany'' Jak chcesz, to mogę ci dać maila do mojego kumpla i mentora.
–  A kto to ten twój opiekun, chyba niańka Ci już niepotrzebna? – Zapytał Żak.
–  To tak jakby nauczyciel, mędrzec, psycholog i psychiatra w jednym i to do tego na NFZ-cie.
–  Jeśli dzięki niemu napiszę, choć pół magisterki, będę bił przed nim pokłony! – Skwitował.


Kamikadze atakowali z coraz większą siłą. Na koniec, aby dopełnić zniszczenia, na stół wjechała Blood Mary. Gdy godzina pokazała wpół do dwudziestej pierwszej Alvaro i Student uznali, że pora wracać. Dawno się nie widzieli i mieli wiele tematów do obgadania. Postanowili więc przewietrzyć głowy i wybrać się skrótem na osiedle. Za galerią handlową susłem skręcili za bramę cmentarza. Nocą to miejsce wyglądało jak labirynt. Wspólnie uzgadniając najwygodniejszą trasę, weszli w ciemność. Szli powoli, zaciekle dyskutując na liczne tematy. W pewnym momencie Żak dostrzegł coś kątem oka. W oddali między nagrobkami siedział jakiś mężczyzna. Przygarbiony, otoczony mrokiem, wyglądał jak umęczona dusza, tułająca się po świecie szukając zemsty na żywych. Przerażony spojrzał na swojego kolegę, szarpiąc go i pokazując palcem na przedziwną postać, tak jakby zobaczył tam ducha lub psychopatę, a ten tylko wzruszył, ramionami mówiąc, że nie dostrzega tam nic poza kilkoma sypiącymi się grobami. Znieruchomiał, no bo przecież ON widzi to coś i to tam siedzi na pewno, czekałaby jakiś nieproszony gość, podszedł wystarczająco blisko, żeby jednym ruchem zaciągnął go w dół do grobu. Długo by tak stał i dywagował, gdyby nie wspaniałomyślny pomysł Alvaro. Uznał, że Żak powinien zmierzyć się ze swoim strachem. Złapał go za ramię i zaciągnął w głąb mroku. Z każdym krokiem z otchłani wyłaniały się rzeźby płaczących aniołów, dawno zmarli ludzie spoglądali na nich kątem oka, a zza szyb starego grobowca, słychać było ciche stukanie. Żak dzielnie sobie radził. Może i rzeczywiście trząsł się jak galaretka, gdy Alvaro zaczął opowiadać straszne historie, które przeżył jego znajomy na jednym z najbardziej nawiedzonych cmentarzy w USA. Student na początku zwolnił kroku, jego oddech stał się cięższy, a plus podskoczył mu do granic możliwości. Nie mógł pojąć, po co zgodził się na pójście skrótem. Jeśli jeszcze raz zobaczy duchopodobne stworzenie, sam wyzionie ducha.- Uznał Żak.



Długo nie musiał czekać. Z daleka usłyszał czyjś bieg. Dźwięk był coraz głośniejszy, przypominał galopujące stado koni. Spojrzał w mrok za sobą i czekał aż czterej jeźdźcy apokalipsy, na swych przerażających rumakach wyjadą mu na przywitanie, odcinając głowę każdej napotkanej osobie. Miał wrażenie, że za mogiłami we mgle unosiło się widmo kobiety, która powolnym krokiem zmierzała w ich kierunku. Bał się, coś zaszeleściło mu koło nogi, na grobie pękł znicz. To znak, uznał i się przeżegnał . Tętent stawał się coraz głośniejszy, a do orszaku czterech trupów dołączyły głosy potępionych dusz, krążących za nimi po świecie. Lament stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu jak chmara owadów, wypadła na nich grupka przerażonych licealistów. Jeden z nich zatrzymał się, szarpnął Studenta za ramię i pociągnął w kierunku ucieczki, ten upadł, a świat zaczął mu wirować przed oczami. Kątem oka zobaczył, jak głowa jego przyjaciela odbija się głucho od betonu. Martwe oczy spojrzały na niego zaskoczone. Jeszcze kilka minut wcześniej jego kolega śmiał się na przekór sytuacji, hardo patrząc wrogowi w oczy. Żak spojrzał w górę. Czarne korony drzew przecinały niebo. Powoli oparł się na niskim kamiennym nagrobku. Kobieta znikła. Zacisnął usta. Szum miasta powoli zastąpił ciszę. Podniósł się, otrzepując spodnie. Chciał zadzwonić na policję, ale zgubił telefon. Ruszył przed siebie, wiedział, że sam tutaj nic nie zdziała. Bał się, ale nie miał wyboru, wrócił się więc i poszedł tą samą drogą, którą podążyła za nimi tamta kobieta. Pluł sobie w brodę, że nie zawalczył o ich życie. Mijał kolejne mogiły, przyśpieszył kroku. Rozgoryczenie zalewało jego serce. Życie kolegi to nie była jedyna rzecz, którą zabrała tamta poczwara. Na świecie jest pełno złych ludzi, to dlaczego takie bydło musiało na ofiary wybierać sobie takich ludzi jak oni? Żaden z nich nie miał okazji popełnić największych błędów w życiu, którego tak naprawdę wcale nie znali, byli świadomi tylko jego części. To tak jakby jeść cały czas tylko kawałek ciasta, który nam akurat smakuje, a nigdy nie ugryźć jego drugiej gorzkiej części.



Już był blisko bramy, ale poczuł, że ktoś jest za nim. To jego martwy kolega stał na drugim końcu, ale. Żak cofnął się o krok, bo nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Kolega uśmiechnął się i machał, wołając go do siebie. Żak splunął w bok. Wrócił się. Dzieliła ich tylko sypiąca się mogiła. Patrzyli po sobie, sprawdzając, czy to nadal oni, czy ktoś inny zdążył zmienić ich role. Jaką głupotą wydała im się nienawiść względem siebie, a jednak czuli jak świat narzuca im ją. Alvaro chciał uścisnąć Żaka, ale cofnął się ze spuszczoną głową. Gdy miał już odejść, odwrócił się i rzucił Żakowi kluczyk. Zerwał się wiatr, świst, huk, piekące płatki opadały na jego twarz. Czekał. Kontur przyjaciela powoli zlewał się z mroźnym śniegiem.



Nie jednokrotnie próbował znaleźć zamek pasujący do klucza. Był nawet w domu Alvaro, ale nic tam nie znalazł. Poruszony filmem, z którego wracał, niesiony odwagą wrócił w to miejsce, gdzie spotkali się ostatni raz. Usiadł na ławeczce i przypomniał sobie, jak Alvaro opowiedział mu o wędrówce duszy w zaświaty i licznych symbolach i obrzędach. Szedł od drzwi do drzwi, od szybki do szybki, zerkając czy wewnątrz nie ma miejsca na klucz. Już prawie się poddał, ale przypomniał sobie o okrągłej budowli, która jak uroboros drewnianą paszczą łapała zamek w drzwiach. Kluczyk oczywiście nie pasował, ale świadomy stanu drzwi pchnął je, naciskając na klamkę, co obluzowało zamek – Ot co, przypadek – skwitował Student i wszedł do środka. Chmura kurzu uniosła się w górę, wirujące w powietrzu drobinki opalizowały. Czarne trumny zapełniały grobowiec. Pomiędzy nimi dostrzegł klapę w podłodze zamkniętą na kłódkę. Złapał ją w ręce, włożył kluczyk i otworzył właz. Ostrożnie zszedł po cementowych schodkach, przyświecając telefonem. Gdy stał już obiema nogami na dole, złapał się pod boki i przywitał z pustką. Poza kurzem niczego tam nie było. Jad popłynął z jego ust. No bo jak to, dał kluczyk i nic? – To mi żarcik wywinął trup jeden! – Powiedział Żak i gdyby tak rozeźlony nie wymachiwał telefonem szalona nastolatka na koncercie swojego idola, pewnie zauważyłby osobliwie szybko poruszające się promienie światła. Jedno pasmo niebywale szybko zastępowało następne. Znużony staniem w opustoszałym miejscu, wrócił na górę, otworzył drzwi i… zastał zupełnie inny świat, cały ze szkła. Osobliwie ubrana kobieta podeszła do niego, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem. – No tak. – Pomyślał, patrząc na swoje ubrania. – Czasy inne, ale ludzie ci sami.



Spodobała Ci się historia? Czekam na twoją opinię! Sprawdź też jakie historie kryją się za kolejnymi drzwiami...





Przyjemne powroty -> https://bit.ly/2NLG9l0





Wieczorna gmatwanina -> https://bit.ly/2Tnc4MN

Komentarze

  1. Świetnie piszesz, historia bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się to. Naprawdę. Z chęcią przeczytałabym więcej w tym klimacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo i motywację do pisania !:) Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy styl pisania :) Aż chce się czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie, że się spodobała! Co ile piszesz nowe opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :) u mnie wszystko zależy od weny i czasu. Teraz kończę pisać magisterkę i mam duże postępy przy dyplomie, więc wpisy powinny być częściej. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Historia fajna, ale dla mnie zbyt dużo opisów które odwracają uwagę od głównego tematu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że historia Ci się spodobała oraz za opinię, na pewno wezmę ją pod uwagę, bo jak to się mówi człowiek kształci się całe życie, pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Ciekawe, ale do porannego czytania, wieczorem bałabym się zasnąć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sam raz, zamiast porannej kawy... taki mały zastrzyk adrenaliny ;D Pozdrawiam !

      Usuń
  7. Bardzo fajnie piszesz, podoba mi się ten styl. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za dobre słowo, życzę miłego dnia :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zachęcam do przeczytania reszty opowiadań :)

Popularne posty z tego bloga

EX SOULS

Mała czarna

Zagadka