Lekki wiatr poruszał wstążkami przywiązanymi do słupków. Szare chmury, przelewały się jak mleko z jednej strony nieba na drugą. Tłum ludzi nerwowo z niepewnością przemieszczał się dookoła. Ludzie ze zdziwieniem spoglądali na siebie, chcąc przykryć jakąś maską emocje, które czuli. Nawet najprostsza droga, stała się kręta, gdy napotkali oni na niej swoje ułomności, przed którymi niezgrabnie wyginając się na błotnistej drodze, próbowali omijać. Zazwyczaj szli w grupkach. Przyszli tam by odwrócić na chwilę głowę od świata, który przepełniał ich bólem i rozpaczą, choć wstydzili się przyznać do tego, nie tylko przed sobą samym, ale i przed innymi. Najgorszą sytuacją, jaką byli w stanie sobie wyobrazić, było to, że ktokolwiek na świecie dowiedziałby się o tej chęć, odwrócenia się od takiego świata sprowadzając na nich upokorzenie. Wielka płachta materiału mieniła się na przemian kolorowymi pasmami. Wyglądała tak, jakby miała za chwilę unieść się w górę, jak dym z komina domu. Drewniane